Przykładem takiej
sytuacji jest moja nieszczęsna dolegliwość – FDEIA.
FDEIA to z
angielskiego food-dependent exercise-induced anaphylaxis, czyli anafilaksja
zależna od posiłku indukowana wysiłkiem. Najprościej zaś rzecz ujmując to
alergia pokarmowa, która objawia się tylko po wysiłku fizycznym.
Aby przybliżyć moją
historię cofnijmy się w czasie.
Rok 2015. Piękny majowy
dzień, słoneczna pogoda, idealna na obiad na tarasie. Jako fanka owoców morza
przygotowałam sobie jedną z ulubionych potraw – spaghetti z krewetkami na maśle
z czosnkiem i pietruszką. Niebo w gębie!
Po zjedzeniu
odpoczęłam chwilę i po jakimś czasie zaczęłam szykować się na trening. Wyciągam
z szafy ubrania i w ręce wpada mi nowa koszulka którą dostałam od siostry, więc
czym prędzej zakładam ją na siebie i z dumą wychodzę biegać.
Dzień był jednak dość
duszny, a mi biegło się mało swobodnie. Niestety, nagle na trzecim kilometrze zaczęła mnie swędzieć… głowa.
Głowa, dłonie, szyja. Zaczęłam się drapać jak oszalała, świąd był nie do
wytrzymania. Po kilku sekundach poczułam, że swędzą mnie… stopy. Jak idiotka
usiadłam na przystanku autobusowym, ściągnęłam buty, skarpetki i zaczęłam
drapać się po stopach. Nie chcę wiedzieć co myśleli mijający mnie ludzie, bo musiało
to wyglądać komicznie i tragicznie zarazem.
Zaczynało mi się
robić słabo, drapało mnie w gardle, poczułam że skóra na twarzy robi się
szorstka, a na kończynach wyszły czerwone bąble. Szybko wyciągnęłam telefon i
zadzwoniłam do znajomych by podjechali po mnie samochodem – nie byłam w stanie
kontynuować truchtu, a sam marsz był nie lada wyczynem. Do domu miałam na
szczęście niecały kilometr, dlatego zaczęłam zmierzać w tym kierunku. Powolny
marsz w takim stanie okupiony paniką trwał w nieskończoność.
W domowej apteczce
nie miałam nic przeciwalergicznego, na szczęście kolega pojechał szybko do
apteki i przywiózł mi wapno. Niestety przyjęcie końskiej dawki nic nie pomogło,
a mój stan się pogarszał. Czułam powoli jak zaciska mi się gardło, na pewno
panika też robiła swoje, jednak nie mogłam się uspokoić.
Widząc, jak w
miejscu wszystkich odsłoniętych naczyń krwionośnych (szyja, pachy, łokcie,
pachwiny, zgięcia kolan, stopy, nadgarstki) pojawiają się bardziej rozległe
plamy i bąble uczuleniowe podjęliśmy decyzję o wezwaniu karetki. Leżąc tak i
obserwując pogarszający się stan nie było innej opcji…
Nie wiem ile czasu
minęło zanim karetka przyjechała, jednak był to jedyny słuszny ratunek dla
mojej osoby.
Dostałam klasycznego
wstrząsu anafilaktycznego w bardzo ciężkim przebiegu włącznie ze spadkiem
ciśnienia tętniczego, przyspieszoną akcją serca, dusznościami, zawrotami głowy
i tym podobne.
Dożylnie podano mi
hydrokortyzon, a z wywiadu wstępnie określono, że przyczyną może być nowa
koszulka i jakiś skład materiału, który mógł mnie uczulić. Powiedziałam
przecież ratownikom, że co prawda jadłam krewetki, ale jadam je od dawna i
nigdy nic się nie stało.
Po tej okropnej
przygodzie minęło kilka dni zanim odpoczęłam i miałam ochotę znowu pójść
pobiegać.
Nie pamiętam już kiedy
wydarzyła się druga analogiczna sytuacja.
Najpierw pyszny
obiad z krewetkami, później trening.
Po kilku kilometrach
ledwo doczłapałam się do domu, swędziało mnie całe ciało, było mi duszno i
znowu dostałam ataku paniki.
Dodatkowo
niemiłosiernie bolał mnie brzuch…
Wchodząc do domu od
razu pobiegłam do łazienki, tam prawie mdlałam i nie mogłam utrzymać się na
nogach. Mama widząc mnie w tym stanie chwyciła tylko za telefon i zawołała
karetkę. Dobrze, że ta znowu przyjechała na czas.
Ściskało mnie
gardło, na całym ciele miałam wybroczyny, krzyczałam bo ból podbrzusza nie
przechodził, a mi było coraz bardziej słabo i coraz gorzej oddychałam.
Trzy wkłucia
hydrokotyzonu, dożylnie także no-spa, bo skręcałam się jak dżdżownica leżąc na
kanapie.
Rozmawiałam z
ratownikami, ale pamiętam to jak przez mgłę. Kontakt ze mną był logiczny, ale
bardzo słaby.
W momencie kiedy
leki zaczęły działać ja w końcu położyłam się normalnie i od razu zaczęłam
usypiać. Ten wstrząs anafilaktyczny był tak mocny, że nie miałam już na nic
siły…
Wtedy już
wiedziałam, że winowajcą są krewetki. Od tamtego czasu odstawiłam owoce morza,
jadłam je może dwa razy w znikomej ilości.
Bardzo je lubię, ale
wystarczyły dwa takie epizody bym nad przyjemność jedzenia nadkładała moje
zdrowie i życie.
Dopiero po dwóch
latach dowiedziałam się co dokładnie mi dolega – jest to bardzo rzadki
klinicznie rodzaj anafilaksji która zależna jest od połączenia alergenu
pokarmowego z wysiłkiem.
Choć pierwszy
przypadek FDEIA opisano już pod koniec lat siedemdziesiątych (incydent
anafilaksji, która wystąpiła po spożyciu małży i następnie po podjęciu
intensywnego wysiłku fizycznego), to na tę chwilę wciąż bardzo mało jest badań
i artykułów naukowych rozwijających tę tematykę. Na portalu naukowym PubMed po
wpisaniu frazy „FDEIA” wyskakują nam zaledwie trzy strony artykułów naukowych.
W badaniach
prowadzonych na temat tego schorzenia zauważono, iż sam alergen pokarmowy nie
wywołuje objawów chorobowych, tak samo jak sam wysiłek fizyczny. Dlatego też po
spożywaniu krewetek nigdy nie zauważyłam nic niepokojącego, i podczas
pierwszego wywiadu z ratownikami medycznymi o tym wspomniałam.
Niestety dopiero
połączenie alergenu z wysiłkiem wywołuje silny wstrząs anafilaktyczny – z tego
powodu diagnozy są często błędne, bo pomijana jest ta zależność.
Dlatego FDEIA
powinna być rozpatrywana jako zespół kliniczny alergii pokarmowej, gdzie zależą
one od dodatkowego bodźca – wysiłku fizycznego – który przyczynia się do
wchłonięcia alergenu z przewodu pokarmowego i szybszego rozprzestrzeniania w
organizmie.
Co ciekawe, każdy
pacjent z FDEIA ma indywidualny próg intensywności fizycznej który wywołuje
anafilaksję. Także czas po spożyciu posiłku jest różny – dla jednych będzie to
30 min po posiłku, dla innych 4 godziny. Niektórzy objawy wstrząsu mają dopiero
w trakcie odpoczynku po wysiłku.
Warto też zauważyć,
iż w badaniach naukowych wyróżniono kwas acetylosalicylowy (aspiryna) jako
czynnik zwiększający wchłanianie jelitowe i przyczyniający się do wystąpienia lub
nasilenia objawów FDEIA u chorych.
Połączenie alergenu,
wysiłku i aspiryny może mieć więc skutek śmiertelny.
W przypadku tej opisanej
przeze mnie anafilaksji najważniejsze to obserwowanie własnego ciała. Nawet
jeżeli zwykłe orzechy czy mleko nigdy nie wywołały u was reakcji alergennych,
to jednak gdy w trakcie lub po wysiłku odczuwamy świąd, ból podbrzusza i inne
nietypowe objawy powinny zwrócić waszą uwagę.
Wszystkim dotkniętym czymś podobnym polecam założenie sobie „dzienniczka eliminacyjnego”. Po każdorazowym
wystąpieniu objawów alergii przeanalizujmy naszą dietę wstecz (nawet do 72h).
Niestety, ale tak
naprawdę tylko dieta eliminacyjna może być skutecznym leczeniem w przypadku
anafilaksji i wszelkich innych alergii pokarmowych.
Ja aktualnie wiem,
że owoce morza mogą mnie zabić. Także nabiał nie sprzyja mojemu organizmowi,
dlatego po spożyciu mleka, sosów śmietanowych, czekolady mlecznej czy lodów na
śmietanie odczuwam bardzo intensywny ból podbrzusza w trakcie treningu, zawsze
ok 15-20 minuty wysiłku.
Piśmiennictwo:
1.
„Obraz
kliniczny anafilaksji zależnej od posiłku indukowanej wysiłkiem”
Praca poglądowa
A. Wolańczyk-Mędrala, W. Barg, M. Nittner-Marszalska, A. Skotny, E.
Siwak, E. Zbrojewicz, W. Mędrala
Katedra i Klinika Chorób Wewnętrznych, Geriatrii i Alergologii
Uniwersytet Medyczny im. Piastów Śląskich we Wrocławiu